Carsharing w Polsce czyli jak zjeść i mieć ciastko - nasza kolejna publikacja dla miesięcznika Menadżer Floty

Zapraszam Państwa do krótkiej podróży w przyszłość.

Warszawa, rok 2030, Obszar biznesowy – biurowce na warszawskim „Mordorze” (szeroko rozumiane okolice ulicy Domaniewskiej).

Szklane biurowce, nowoczesne aranżacje, chodniki, zieleń. Miło, ładnie i przyjemnie. Jest godzina 8.30 rano. Czerwiec. Piękny, słoneczny poranek. Wkoło cisza, chociaż po drodze suną auta, które znikają gdzieś w czeluściach podziemnych garaży. Nowoczesne windy bezszelestnie poruszają się raz w górę, raz w dół. Z wielkiego podziemnego parkingu, setki osób podąża nimi bezpośrednio do biura. Na korytarzach unosi się delikatny zapach świeżo zmielonej kawy. Nastaje dzień. Za chwilę wielka maszyna ruszy pełnią mocy. Parking na moment zastygnie w oczekiwaniu na ruch. Dochodzi 9.00

Przejdźmy się przez chwilę po czekającym na ruch parkingu. Samochody elegancko ustawione w rzędach. Przy każdym zainstalowana stacja do ładowania akumulatorów. Pomimo różnorodności marek i modeli, podkładki pod tablicami rejestracyjnymi świadczą, że auta należą do jednego, może dwóch właścicieli. Na przednich i bocznych szybach malutkie numery, jakby znaki rozpoznawcze. Numer na szybie auta zgodny z numerem parkingowym. Ciekawe.

Wybiła 9.00. Ruch na parkingu gęstnieje. Pojawiają się pracownicy firm, które wynajmują w pobliżu swoje biura. Kierując się telefonem komórkowym szukają konkretnego auta. Podchodzą, wpisują w aplikację stosowny kod, odłączają kable zasilające, uruchamiają samochód i odjeżdżają załatwiać służbowe zlecenia. I tak na okrągło przez cały dzień. Jedni przyjeżdżają, drudzy odjeżdżają. Jak w wielkim mrowisku. Ruch kręci się nieustanie aż do wieczora. 

Gdzieś pomiędzy 17.00 a 19.00 parking powoli pustoszeje. Na swoich stanowiskach pozostaje kilka procent wszystkich pojazdów. Pojawiają się ekipy sprzątające. Niektóre zajmują się pozostawionymi samochodami. Mycie, sprawdzenie stanu technicznego, usterek. Czasami jakieś auto odjeżdża. Może na warsztat a może gdzieś indziej. Kto wie. Powoli parking zapada w sen.

Czy to scena z filmu science fiction? Obraz „Mordoru” rzeczywiście wygląda tak nierealnie i nieosiągalnie, że można przez chwilę zwątpić. Ale darujmy sobie moje fantazje architektoniczne i wizje. Wiem, że się rozmarzyłem. Ale przecież nie ma marzeń zbyt wielkich. Skupmy się na ruchu. Na autach, technologii, mobilności. Reszta niech pozostanie tłem.

Carsharing ma wiele twarzy. Można pod niego podłączyć zarówno serwisy kojarzące pasażerów i kierowców podróżujących samochodami na długich dystansach (np. BlaBlaCar), działania mające na celu wynajem naszych prywatnych aut innym osobom w czasie gdy sami z nich nie korzystamy (peer-to-peer carsharing), miejskie wypożyczalnie aut na minuty, czy też współdzielenie pojazdów przez firmy i ich pracowników.

Na początek zajmijmy się ostatnim przytoczonym modelem współdzielenia. To on w najbliższym czasie będzie stawał się (prawdopodobnie) głównym narzędziem zapewniającym mobilność przedsiębiorstwom. Mając na uwadze nowe zmiany w rachunkowości (znika leasing operacyjny na rzecz leasingu finansowego), budżety finansowe wszystkich firm, zaciętą walkę o marże i profitowość, konieczność ograniczenia kosztów, trendy w podejściu do podatku dochodowego od osób fizycznych i prawnych, politykę środowiskową, zanieczyszczenie powietrza, trendy i mody społeczne,  politykę elektromobilności (długo by wymieniać), dynamiczny rozkwit carsharingu ograniczony jest tylko rozwojem infrastruktury i tradycyjnym podejściem do modelu posiadania aut służbowych. W końcu auto służbowe jest skutecznym elementem pakietu składającego się na wynagrodzenie pracownika (szczególnie w Polsce). Elementem, na który coraz bardziej ciekawym okiem patrzą służby fiskalne. Aktualnie obowiązujące u nas rozwiązania podatkowe w stosunku do używania samochodu służbowego do celów prywatnych dają jeszcze znaczące pole do popisu. Podpatrując (szczególnie w sposób wybiórczy) podejście fiskusa w innych krajach europejskich, można przypuszczać, że to małe źródełko dochodów podatkowych państwa będzie sukcesywnie pogłębiane.

Wracając do naszego wątku. Wyobraźmy sobie, że grupa przedsiębiorstw funkcjonująca w dużej bliskości od siebie (np. parki biurowe), podpisuje umowę z operatorem usług carsharingu. Zamiast dotychczasowych aut służbowych na parkingach biurowych staną pojazdy elektryczne przygotowane do realizacji procesów współdzielenia. Nasze firmy zostaną wyposażone w systemy rezerwacyjne, zarządzające naszymi potrzebami transportowymi. Pracownicy otrzymają specjalne aplikacje na smartfony umożliwiające dokonywanie rezerwacji, wyszukiwanie auta, jego obsługę, rozliczenie przejazdu i co tam jeszcze będzie niezbędne aby skutecznie i sprawnie skorzystać z samochodu. Po załatwieniu sprawy służbowej pojazd wraz z naszym pracownikiem będzie wracał na swoje miejsce parkingowe. Tam, podłączony do stacji ładowania poczeka na kolejnego użytkownika. Firmy płacić będą tylko i wyłącznie za rzeczywisty czas używania samochodu według uzgodnionych z operatorem stawek. Raz w miesiącu otrzymają fakturę stanowiącą sumę kosztów ich rzeczywistej mobilności. Proste?

Na koniec dnia samochody zostaną przeznaczone do prywatnej dyspozycji naszych pracowników. Ten kto będzie chciał skorzystać z auta, dokona rezerwacji i pojedzie sobie wybranym pojazdem do domu czy wszędzie tam gdzie będzie potrzebował. No i oczywiście za to zapłaci, czy to ze swoich prywatnych pieniędzy czy z ryczałtu, w który wyposaży go firma. Rano przyjedzie do pracy i cały proces zacznie się od nowa. Z której strony nie patrzeć, powinno być taniej i efektywniej. Czy z punktu widzenia pracownika lepiej? Nowe pokolenie wchodzące na rynek pracy patrzy na to zupełnie inaczej. Bardziej liczy się możliwość korzystania z rzeczy niż fakt jej posiadania. Jak do tego dodamy zbliżające się zakazy wjazdu samochodów spalinowych do centrów miast, chroniczny brak miejsc do parkowania, rozwój komunikacji miejskiej, modę i trendy społeczne to carsharing oparty na samochodach elektrycznych idealnie wpisuje się w nadchodzące nowe czasy. 

Czy powyższe oznacza koniec coraz bardziej popularnego w Polsce wynajmu długoterminowego? Moim zdaniem, w długiej perspektywie czasu zdecydowanie tak. Oczywiście w krajach bardziej rozwiniętych niż Polska proces ten nastąpi znacząco szybciej. Wielcy gracze zarządzający setkami czy dziesiątkami tysięcy aut szybko staną się czołowymi operatorami carsharingu dla przedsiębiorstw. Mają wiedzę, środki, relacje. Stoją za nimi wielkie instytucje finansowe lub czołowi producenci aut. Czy potrzeba czegoś więcej?

A co czeka mieszkańców miast? Nowe czasy widać już dziś. Po rowerach przyszedł czas na wynajem aut na minuty. Miejskie wypożyczalnie zagościły na ulicach, w mediach i nawet na Giełdzie Papierów Wartościowych. Każdy, kto pobierze odpowiednią aplikację, wyrazi zgodę na oferowane zasady i warunki, podepnie swoją kartę kredytową może czuć się mobilny i niezależny. W zależności od trasy, operatora, czasu wykorzystania pojazdu, cena wynajmu może okazać się atrakcyjniejsza niż koszt taksówki czy Ubera. Nowa technologia, nowe możliwości i nowe zasady. Tylko korzystać. Potrafimy?

Pierwsze wrażenia pokazują, że jako użytkownicy nie za bardzo radzimy sobie z oferowanych możliwości. Sztuką parkowania nigdy żeśmy nie błyszczeli, szacunkiem do cudzej własności również. O fakcie, że po nas ktoś także będzie chciał skorzystać z auta nie zaprzątujemy sobie głowy. Byle nam było dobrze. Czujemy się anonimowi chociaż wiemy, że tak nie jest. Ale nasze podejście powoli się zmienia. Nie wiem czy na lepsze ale na nowe. To dobrze. Dorastamy do czasów, w których przychodzi nam żyć. Niedostosowani będą siedzieć w domach i oglądać stare filmy.

Patrząc z boku widzimy, że nowy biznes się rozwija. Co chwilę gdzieś słyszę, że kolejna firma, wypożyczalnia ma zamiar wejść dynamicznie na rynek wynajmu aut na minuty. Czy rzeczywiście jest tak różowo i optymistycznie? Podstawowym pytaniem jest kwestia czy nasz rynek (klienci, przepisy, samorządy, państwo, infrastruktura, świadomość potrzeb itp.) dorósł do tego typu usług. Śledząc wyniki finansowe pionierów rynku carsharingu nie widać euforii. Akcje na giełdzie odbiegają od wyceny w debiucie, pojawiają się problemy z finansowaniem zakupu aut, duża część podmiotów szuka bogatych inwestorów. Rynek sprawia wrażenie niedokapitalizowanego. Wydaje mi się, że większość graczy liczyła, że pomysł i odwaga pozwoli im sprzedać biznes silniejszym podmiotom. Premia za bycie pierwszym, za innowacyjność i wizjonerstwo. Chętnych do zakupu na razie nie ma albo czekają na niższe wyceny. Na razie wszyscy dzielnie walczą a ja trzymam kciuki. Nowe rodzi się w bólach. Bankructwa, przejęcia, konsolidacje nie wykluczone. Będzie się działo.

 

Krzysztof Sosnowski

Partner w Total Fleet Solutions