Zawód Fleet Manager - wczoraj, dziś i jutro. Artykuł opublikowany przez miesięcznik Menadżer Floty

Ostatnie 25 lat rynku flotowego w Polsce to doskonały materiał na niejedną książkę, pracę doktorską czy setki opracowań dyplomowych dla magistrów czy inżynierów. To lata przemian nacechowanych skrajnie różną dynamiką, encyklopedia produktów, systemów, narzędzi, strategii czy pomysłów. Dziś stoimy przed wizją nadchodzącej rewolucji technologicznej, która zmiecie z powierzchni flotowej dotychczasowe podejścia i rozwiązania. Rewolucji, dla której będziemy musieli zmienić się również my, bo inaczej wychowa ona swoje dzieci.

Ale nie czas i nie miejsce aby patrzeć w szklaną kulę i przewidywać przyszłość. Skupmy się na ludziach i ich drodze do dnia dzisiejszego. Skupmy się na osobach dla których rynek flotowy, flota, tabor czy park samochodowy to była i jest codzienność.

Na początek zróbmy kilka kroków w tył i przenieśmy się do lat dziewięćdziesiątych. Kim był, jakie miał kwalifikacje, kompetencje, mocne i słabe strony nasz przysłowiowy „fleet manager”.

Po pierwsze nazwa fleet manager w obiegowym żargonie praktycznie nie istniała. We flotach pracowali ludzie związani z transportem (często były kierowca), serwisem (były mechanik) lub, co bywało bardzo częste, osoby dla których nasz „kierunek zawodowy” był wyborem bardziej lub mniej przypadkowym. Słowo zarządzanie flotą, miało raczej charakter zupełnie nie pasujący do znaczenia, jakie przypisujemy mu dzisiaj.

Sam zawód nie miał charakteru prestiżowego, w strukturach organizacyjnych firmy plasował się nisko a priorytet floty w przedsiębiorstwie nie zaprzątał głowy ówczesnemu kierownictwu. Samochód miał jeździć. Jak? I tu pojawiała się rola „flotowca” (jeżeli taka osoba lub osoby w ogóle w firmie były).

Naprawianie, usuwanie szkód, wymienianie opon, utrzymywanie aut w tzw. „kupie” to były podstawowe obowiązki. Nie trzeba było specjalnie do nikogo raportować, wchodzić w szczegóły, dzielić włosa na czworo. Relacje na linii: współpracujący i „zaufany” warsztat – flotowiec, lub ubezpieczyciel – „zaufany” warsztat – flotowiec, były w znaczącej mierze wystarczające, aby koła w naszych pojazdach kręciły się sprawnie. Wszyscy wówczas byli zadowoleni i prawie nikt w nic nie wnikał. Samochody kupowano za gotówkę lub kredyt. Przedsiębiorstwa dokonywały  odpisy amortyzacyjne często do momentu końca technicznych możliwości pojazdu. Nikt specjalnie nie liczył rzeczywistych kosztów eksploatacji, nie dbał o bezpieczeństwo użytkownika i firmy. Praca teoretycznie była słabo wynagradzana ale stwarzała znaczne i łatwe do zorganizowania możliwości dorobienia na boku. Proszę mnie tylko dobrze zrozumieć. Nie sugeruję, że kiedyś wszyscy „brali”. Mówię, że było to bardzo łatwo zorganizować i kompletnie nie można było tego skontrolować. Życie.

Praca była ciężka. W ruchu. Za narzędzie wsparcia służył głównie telefon i własna głowa. Kto nie był zaradny, nie za bardzo sobie radził. Kto nie znał się na konstrukcji aut, na częściach, na technologii napraw również miał pod górę. W oczy rzucał się również brak dostępu do wiedzy a wzorce z innych rynków kopiowane były po omacku. Nigdy nie zapomnę jak w 1996 roku podjąłem się zadania zbudowania w Polsce działalności Hertz Leasing (wynajem długoterminowy). Równolegle z nami swój oddział budował Avis Leasing. Wzorce czerpane z Rent a Car i/lub rynku amerykańskiego czy europejskiego były mało przydatne. Tak jak wszyscy uczyłem się na własnych błędach i do dziś jestem wdzięczny Zarządowi Orbis Transport (ówczesny franczyzobiorca Hertz) za cierpliwość.

Czasy powoli się zmieniały. Początki XXI wieku rozpoczęły okres zmian na rynku flotowym w Polsce. Wchodziły nowe produkty (leasing, wynajem długoterminowy), nowe narzędzia i systemy wsparcia. Rozwijali się i zmieniali ludzie. Słowo fleet manager zaczynało mieć znaczenie zbliżone do dzisiejszego. Pojawiły się inne oczekiwania, zadania, priorytety. Zaczęto analizować budżety, definiować strategie i polityki flotowe, skracać okresy eksploatacyjne, kłaść coraz większy nacisk na politykę zakupową i transparentność umów i obowiązujących procesów. Do kwalifikacji fleet managera raz za razem dopisywano nowe pozycje: komunikatywność, umiejętność prowadzenia negocjacji zakupowych, umiejętności analityczne, raportowe, znajomość prawa, ubezpieczeń komunikacyjnych i procesów likwidacji szkód, systemów wsparcia, odporność na stres czy wysoka moralność. Lista rosła. Jedynie dostęp do wiedzy pozostawał na niewiele zmienionym poziome. Większość uczyła się na własnych błędach lub podglądała (gdzie tylko się dało) metody pracy kolegów z branży - oczywiście bez możliwości wiarygodnej oceny takiego czy innego postępowania.

Powoli zaczęły pojawiać się pisma branżowe, coraz popularniejsze stawały się wyjazdy na targi, prezentacje modeli aut czy też jedno lub dwudniowe szkolenia. W 2005 roku powstało Stowarzyszenie Kierowników Flot Samochodowych. Wymiana wzajemnych doświadczeń postępowała. Dynamicznie rozwijała się usługa wynajmu długoterminowego. Wielkie, międzynarodowe koncerny jeden po drugim zmieniały sposób użytkowania i zarządzania flotą. Na rynku zaczęło funkcjonować nieznane wcześniej słowo – outsourcing. Rosły pensje, optymalizowano zatrudnienie, malały dodatkowe profity („boki”) lub zmieniały się formy ich uzyskiwania. Oczywiście nadal wcale nie tak mała grupa firm nie zawracała sobie głowy flotą, jej kontrolą czy optymalizacją. Pozbawiona fleet managera, oddana w ręce użytkownika auta lub działu administracyjnego, księgowego czy personalnego, nie panująca nad kosztami, ryzykiem czy bezpieczeństwem. Ta grupa firm do dziś wcale się tak znacząco nie zmniejszyła. Stare potrafi trwać. Niebywałe ale prawdziwe. Ale nie to jest naszym dzisiejszym tematem. Jak kogoś stać wyrzucać kasę przez okno, szastać ryzykiem swoim, ludzi i firmy to cóż. Nie nam osądzać.

Dziś stoimy w rozkroku pomiędzy tym co wiąże się z naszą historią a tym co determinuje naszą teraźniejszość. Dla wielu fleet managerów to była długa droga. Od organizowania spraw technicznych do zarządzania powierzonym majątkiem. Od „złotej rączki” do sprawnego managera skupiającego w swoich rękach znaczący majątek i budżet oraz wiedzę techniczną, zarządczą i zakupową. Poziom wiedzy systematycznie rośnie. Zainteresowaniem cieszą się profesjonalne szkolenia, w których przoduje Akademia Leona Koźmińskiego i Politechnika Warszawska. Umiejętności i kwalifikacje powoli się zmieniają. Jedyne co w tym obrazie jest nie tak, to słowo powoli. Mamy 2018 rok. W branży pracuje co najmniej kilkanaście tysięcy osób - fleet managerowie, fleet administratorzy, pracownicy wielu działów, którzy odpowiadają w większym lub mniejszym zakresie za flotę i generowane przez nią koszty i ryzyka, osoby związane z branżą motoryzacyjną i obsługującą floty, itp.. Profesjonalne szkolenia kształcą kilkadziesiąt osób rocznie. Mało. Do SKFS-u należy dziś tylko 185 członków (dane ze strony SKFS). Również mało. Na szkolenia organizowane przez firmy szkoleniowe czy czasopisma branżowe, w praktyce wciąż jeżdżą te same osoby. Kadra kierownicza, członkowie Zarządów dużych czy małych firm często w ogóle nie zauważają problemów flotowych. Czy nie rozumieją znaczenia bezpieczeństwa, ryzyka biznesowego, polityki CSR (społecznej odpowiedzialności biznesu), optymalizacji kosztów. Długo by się zastanawiać. Coś w tym wszystkim jest nie tak.

A przyszłość puka do naszych drzwi coraz głośniej. Nadchodzi era samochodów elektrycznych czy z napędami alternatywnymi. Era telemetrii, carshering’u oraz obróbki danych, danych, danych. Tak jak kiedyś dinozaury, powoli zaczną znikać z rynku klasyczne formy zakupu aut, wynajmu długoterminowego, zarządzania serwisem, szkodami czy polityką ubezpieczeniową. Praktycznie zmieni się wszystko co dziś utożsamiamy z zarządzaniem flotą. Już na wielu konferencjach flotowych przestaje się mówić o zarządzaniu parkiem samochodowym. Dziś tematem dnia jest Mobility Management czyli zarządzanie mobilnością firm i ich pracowników. Efektywność narzędzi i procesów wysuwa się na pierwsze miejsce i to nie tylko u użytkowników ale również dostawców flotowych. Od tego roku w Unii Europejskiej wszystkie nowe samochody będą już wyposażone fabrycznie w urządzenia telemetryczne (na razie tylko służące  „naszemu bezpieczeństwu”). Za chwilę z aut znikną gniazda OBD a informacje pochodzące z komputera pojazdu będą zapisywane w chmurze, do której dostęp strzec będzie każdy producent samochodów. Komu sprzeda dostęp – to już będzie przedmiotem gry rynkowej. Nie trudno sobie wyobrazić, że sieć ASO, dzięki posiadanych informacjom (a będzie dysponować całą wiedzą przetwarzaną przez komputer auta) będzie sama na bieżąco informować kierowcę i/lub jego Mobility Managera o wszystkim co i kiedy należy zrobić. Jak to wpłynie na firmy finansujące zakup aut a w szczególności na te nie związane z producentem pojazdu? Jak to wpłynie na firmy wynajmu długoterminowego, które będą musiały odejść od klasycznego fleet managementu w kierunku tzw. data managementu (zarządzanie danymi). No i jak to wpłynie na fleet managera. Jak będą musiały zmienić się jego kwalifikacje, umiejętności czy zakresy obowiązków. Jaką drogę będzie musiał przejść aby zostać Mobility Managerem.

Fundamentem nowych kwalifikacji i oczekiwań na pewno będzie wzrost znaczenia „naszego” stanowiska w strukturze organizacyjnej firmy. Zbyt dużo kluczowych i kosztotwórczych decyzji wyląduje na biurku. Nowe zadania wymagać będą szerszej wiedzy z zakresu finansów, analiz i kontroli. Nie istniejące jeszcze systemy wspierające (IT) spowodują zawężenie specjalizacji i ograniczą dostęp firm (w szczególności na początku) do nowych pracowników. Umiejętności kalkulowania TCO (Total Cost of Ownership), znajomość logistyki, spedycji czy metod zarządzania informacją będą musiały wejść na rzadko spotykany dziś poziom wiedzy i dokładności. Istotnym elementem stanie się polityka CSR z szczególnym podkreśleniem aspektów środowiskowych, bezpieczeństwa pracowników oraz całego otoczenia biznesowego i społecznego. Dużo? A to dopiero początek. Jednym z kluczowych zagadnień poruszanych podczas przyszłych procesów rekrutacyjnych będzie pytanie o świadectwo kwalifikacji, dyplom, wykształcenie związane z zawodem. Niby, z punktu działu HR pytanie logiczne, na które dziś 99% Fleet Managerów odpowie wyjątkowo niechętnie. Zresztą gdzie mieli (oprócz życia zawodowego) tego wszystkiego się nauczyć. No gdzie?

Jak widzicie idą nowe czasy. Nowe technologie i nowe wyzwania. Zmiana jest tym elementem, który występuje zawsze i wszędzie. Jestem bardzo ciekawy jaki artykuł o „ludziach floty” napiszę za 10 lat. A to przecież już za niedługo.

 

Krzysztof Sosnowski

Partner w Total Fleet Solutions